Mówili o tym leśnicy, agencje rolne, ekolodzy, strażacy, a nawet księża w kościele. Mówili, że czyn ten jest zabroniony (art. 124 oraz art. 131 ustawy o ochronie przyrody, jak również art. 82 kodeksu wykroczeń oraz art. 163 kodeksu karnego).
A mimo to trawa wypalana jest nadal. Bo przecież tak było od zawsze.
Wypalają ją aby pozbyć się uschniętej roślinności, usunąć chwasty i ich nasiona, a latem w ten sposób oczyszcza się pola po zbiorach.
Ale czy to tak naprawdę ma sens?
Tracona jest w ten sposób materia organiczna, a tym samym spowolniony proces tworzenia próchnicy. Pożary niszczą wszystko co żyje, rośliny, zwierzęta, mikroorganizmy, które są niezbędne do utrzymania równowagi biologicznej. Znikają też cenne miejsca lęgowe owadów, płazów czy ptaków.
W wyniku pożaru uwalniane są związki azotu, w popiele natomiast pozostają związki potasu i fosforu. W efekcie konieczne jest dodatkowe nawożenie by wzbogacić glebę w niezbędne pierwiastki.
Jak przy każdym spalaniu jego produktem są niebezpieczne dioksyny oraz wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, które uwalniane są do atmosfery.
Oprócz skutków ekologicznych, wypalanie trawy to również zagrożenie pożarowe, w wielu przypadkach musi być wzywana straż pożarna, bo ogień bardzo szybko rozprzestrzenia się na obszary leśne oraz tereny zamieszkałe, zwłaszcza przy wietrznej pogodzie jaka było ostatnio.
Rolników nie zniechęca także polityka UE w tym zakresie. Zgodnie z dobrym praktykami rolniczymi wypalanie traw jest zabronione, a wiąże się z pozbawieniem dopłat bezpośrednich i rolnośrodowiskowych.
A mimo to, jadać pociągiem do Warszawy widziałam pięć rozległych ognisk i nikomu nie przeszkadzał wietrzny dzień i w głowę zachodzę dlaczego sami sobie tak szkodzą.
Zgadzam sie, aczkolwiek mam wrażenie że debili coraz mniej
OdpowiedzUsuń